niedziela, 13 listopada 2016

Wśród szarych ulic Miasta Krasnoludków szukałam inspiracji, o czym by do Was dzisiaj napisać. Nie błądziłam długo, bo już na początku spaceru moją uwagę przykuł jeden z murali:





Chociaż napis odsyła nas do jednego z projektów - rzeźby, odkryłam w tym coś innego. 

„Pociąg do nieba”.

 Czujecie tę grę słów? Pociąg jako środek lokomocji, oraz pociąg jako uczucie przyciągania. Pojawia się tylko bardzo ważne pytanie... Czym jest niebo? Mały Książę wyznał mi kiedyś „Kiedy będziesz patrzyła nocą w niebo, będzie ci się wydawało, że wszystkie gwiazdy śmieją się do ciebie, ponieważ ja będę uśmiechał się na jednej z nich.” Zastanawiam się tylko czy miał na myśli niebo astronomiczne, które świeci nocą pełnią gwiazd, czy niebo mojego serca. A jeśli to drugie, to cóż to jest i gdzie się znajduje?
Moje poszukiwania nieba zaprowadziły mnie do piosenki Céline Dion - Les yeux au ciel. Piosenkarka śpiewa:

Oh, oh, oh, mon enfant, dis moi pour toi
A quoi ressemble l'essentiel
A quand remonte la dernière fois
Qu'ensemble on a regardé le ciel

Oh mój synu, powiedz mi
Co jest dla Ciebie najistotniejsze
Kiedy ostatni raz
Razem patrzyliśmy w niebo? 

Gdy słucham tych słów wyobrażam sobie, że niebo jest dla matki i syna bardzo ważnym miejscem wspólnych wspomnień, zamkniętym i dostępnym tylko dla tych dwóch osób. Kolejna tajemnica. Szukam.

Przypomina mi się wiersz Wisławy Szymborskiej:

Od tego trzeba było zacząć: niebo.
Okno bez parapetu, bez futryn, bez szyb.
Otwór i nic poza nim,
ale otwarty szeroko.

Nie muszę czekać na pogodną noc,
ani zadzierać głowy,
żeby przyjrzeć się niebu.
Niebo mam za plecami, pod ręką i na powiekach.
Niebo owija mnie szczelnie
i unosi od spodu.

Nawet najwyższe góry
nie są bliżej nieba
niż najgłębsze doliny.
Na żadnym miejscu nie ma go więcej
niż w innym.
Obłok równie bezwzględnie
przywalony jest niebem co grób.
Kret równie wniebowzięty
jak sowa chwiejąca skrzydłami.
Rzecz, która spada w przepaść,
spada z nieba w niebo.

Sypkie, płynne, skaliste,
rozpłomienione i lotne
połacie nieba, okruszyny nieba,
podmuchy nieba i sterty.
Niebo jest wszechobecne
nawet w ciemnościach pod skórą.

Zjadam niebo, wydalam niebo.
Jestem pułapką w pułapce,
zamieszkiwanym mieszkańcem,
obejmowanym objęciem,
pytaniem w odpowiedzi na pytanie.

Podział na ziemię i niebo
to nie jest właściwy sposób
myślenia o tej całości.
Pozwala tylko przeżyć
pod dokładniejszym adresem,
szybszym do znalezienia,
jeślibym była szukana.
Moje znaki szczególne
to zachwyt i rozpacz.


Jak zdefiniować niebo? Czy nie uważacie, że słownikowe synonimy: eldorado, harmonia, idylla, sielanka, błogostan są zbyt okrojone, nieoddające całej istoty nieba? Znalazłam również wyraz (teoretycznie) bliskoznaczny "utopia" i wzbudził on we mnie ogromny sprzeciw. Jeśli niebo jest utopią= nieziszczalnym pomysłem, mrzonką; nierealnym ideałem społeczeństwa szczęśliwego; to gdzie jest cały sens istnienia? Czy osoby tworzące słownikowe wyjaśnienie tego pojęcia nie zaznały nigdy nieba? Czy ich brak doświadczenia nieba ma budzić we mnie obawy o jego nieistnieniu?

Nie. Stop. Już wiem co to niebo. 

Niebo mam za plecami, pod ręką i na powiekach.
Niebo owija mnie szczelnie
i unosi od spodu.


Niebo jest wszechobecne
nawet w ciemnościach pod skórą.


Żyć dla nieba.
Tego nam potrzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz