czwartek, 23 lutego 2017

 Drodzy czytelnicy! Chciałam się z Wami podzielić cudowną wiadomością. Otóż przyjaciel Małego Księcia odniósł sukces! Cytują go nawet w książkach! I kto by pomyślał, że chytry lis może mieć coś mądrego do powiedzenia.

 
Fragment pochodzi z książki "Zakochanie... i co dalej?" J. Pulikowskiego

Pojawia się tylko pytanie czy my w ogóle jeszcze coś wymagamy? Domyślam się, że jeśli odpowiedź jest pozytywna, to dotyczy wymagań skierowanych wobec innych. Czy człowiek XXI wieku potrafi sam sobie stawiać wymagania? W jaki sposób mamy odpowiadać na oczekiwania innych względem naszej osoby, jeśli nie wysilamy się nawet na sformułowanie własnych kryteriów?

"Wymagajcie od siebie choćby inni od was nie wymagali." J. P. II

"Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu." M. K.

czwartek, 5 stycznia 2017

Wczoraj popołudniu bawiłam się z Małym Księciem, ale nie tak jak zazwyczaj, czułam, że coś wisi w powietrzu, że jest jakoś inaczej, bo nie śmiał się tak jak zwykle, wyglądał na nieobecnego, jakby coś lub ktoś zmuszał go, żeby się ze mną bawił. Nawet podczas wspinania się na drzewa i śmiania się z ludzi, którzy oglądają się dookoła szukając znajomego, który ich woła, a to przecież my dobrze schowani zwracaliśmy ich uwagę – nawet wtedy zachowywał się jakby trudno mu było się uśmiechnąć. A to przecież jego ulubiona zabawa. Piszę Wam to dlatego, że kiedy pytałam go o przyczynę jego dziwnego zachowania odpowiedział mi, że to nic takiego, ale potem okazało się, że jednak to coś ważnego. W końcu mi powiedział, choć teraz wiem, że nie chciałam tego usłyszeć. Wolałabym, żeby się okazało, że jest chory, albo że zrobił coś głupiego, ale nie, powiedział mi coś zupełnie innego.. Nie chcę Wam robić przykrości, tak jak Mały Książę wczoraj mnie, ale muszę się z kimś tym podzielić, może będzie mi choć trochę lżej. Powiedział mi, że rusza w dalszą podróż, że jedzie do jakiejś ciotki, co niby umiera, bla bla bla... Ale jego słowa, które tak bardzo mnie zabolały, nawet bardziej niż sam fakt, że wyjeżdża, brzmiały: „Nie przeciągaj pożegnania, bo to męczące. Zdecydowałeś się odejść, to idź.” Normalnie momentalnie wybuchnęłam płaczem. Przecież to jest straszne - w dwóch zdaniach, w dwie sekundy wszystko się kończy, rozdział zamknięty, co było nie wróci, chyba że we wspomnieniach. A na dodatek powiedział to tak jakbym to ja zamierzała odejść, zerwać naszą przyjaźń. A wydawało mi się, że tak dobrze się dogadywaliśmy, rozumieliśmy bez słów, ale nie... Nie uważacie, że te słowa są przykre i ranią, nawet jeśli ktoś może uważa je za prawdziwe? Przecież to nie zmienia faktu, że słucha się ich z ciężkim sercem. Na domiar złego, nie wiem czy też tak macie, że jak jesteście smutni słuchacie też takich piosenek, które raczej nas nie pocieszają, nie podnoszą na duchu. W każdym razie ja teraz w kółko słucham Pora by się rozstać. Chyba próbuję się oswoić z nową sytuacją.

Voilà, ta piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=Zp6M4GTt2qc

poniedziałek, 19 grudnia 2016

„Jesteście piękne, lecz próżne – powiedział im jeszcze. Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech, z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalań się, a czasem jej milczenia. Ponieważ… jest moją różą.”- powiedział Mały Książę do róż, które mijaliśmy w Złotym Parku. Dotarło do mnie kim była dla niego właśnie ta Róża. Książę tak pięknie mi o niej opowiadał. Niestety nie miałam okazji jej osobiście poznać, ale słuchając piosenki Kayah Bregovic -”Byłam Różą” pomyślałam, że ten tekst mogła ułożyć właśnie Róża Małego Księcia, po tym jak opuścił swoją planetę...


Kiedyś byłam różą dla twojego serca
Kiedyś byłam różą twoją
Cierniem jestem dziś
Gdy się przyglądasz mi
Nie kobietą
Bóg mi daje
Bóg mi odbiera
Kiedyś różą byłam
Lecz nie jestem teraz

Od czasu do czasu jakbym słyszała nadal
Jak przechodzisz przez mój próg
Miły
Od czasu do czasu choć wiem że nie mam prawa
Bo nie jestem twoja już

A na moim dachu gniazdo znów ożyło
Do domu bociany wróciły
A ja śniłam znów że jak one tu
wrócisz miły
Bóg mi daje
Bóg mi odbiera
Kiedyś różą byłam
Lecz nie jestem teraz

Myślę, że jego Róża istniała tylko wtedy, kiedy Książę był przy niej. Chociaż była dla niego niemiła, istniała jako Piękna Róża wyłącznie w tej relacji. Z ludźmi jest podobnie. Czasami tak zatracają się w relacjach z innymi, że stają się wręcz nierozłączną częścią drugiej osoby, a gdy ta odejdzie- przestają istnieć. Zatracają się, gubiąc przy tym własną osobowość.



sobota, 19 listopada 2016

Drodzy Czytelnicy, dziś powędrujemy w stronę gwiazd.   


Któregoś sierpniowego wieczoru, kiedy siedziałam z Małym Księciem patrząc w niebo, zastanawialiśmy się czy gwiazdy świecą po to żeby każdy mógł pewnego dnia znaleźć swoją.
Wtedy westchnęłam, że raczej tak, ale nie do końca wiedziałam dlaczego. Dziś chyba już wiem, siedzę, spoglądam w niebo i rzeczywiście szukam swojej gwiazdy- bardzo lubię zwłaszcza tę od dyszla wielkiego wozu. Wbrew pozorom, choć taka mała jest tak ważna. Bo przecież bez dyszla byłoby znacznie ciężej prowadzić wóz. Wiecie, kiedy nie mogę znaleźć tej mojej gwiazdy, jestem smutniejsza, jakaś bardziej zagubiona, jej widok po prostu mnie uspokaja, wiem, że świeci właśnie dla mnie. Poza tym, bardzo lubię patrzeć w niebo, uwielbiam gwiazdy i gwiazdozbiory, Księżyc i Słońce. Dziwię się, że dorośli patrzą tylko przed siebie, tak rzadko spoglądają w niebo. A przecież o każdej porze dnia czy nocy warto podnieść głowę, choć na chwilę i przekonać się o ich wyjątkowości. Wieczorami, zwłaszcza latem, kiedy dodatkowo można zauważyć spadającą gwiazdę, mogłabym tak bez końca spoglądać ku górze. 
Chciałabym, żebyście przeczytali wiersz, który przypomniał mi się, gdy napisałam słowo Księżyc, pewnie właśnie dlatego, że jego tytuł to "Zgaśnij Księżycu" Andrzeja Bursy, a brzmi on tak:

Z misiem w rączkach zasnęło dziecko
Miasto milczy jak tajemnica
Przyczajony za oknem zdradziecko
Zgaśnij zgaśnij księżycu! 
Księżyc srebrne buduje mosty
Księżyc płacze zielonymi łzami
Ksiezyc jest tylko dla dorosłych
Zasłoń okno zasłoń okno mamo. 
Z wież wysokich przez liście szpalerów
Na dorosłych zstępuje księżyc
Synek ma trzy lata dopiero
Jemu jeszcze nie wolno tęsknić. 
Jeszcze będą burzliwe noce
Srebrne miasta dużo goryczy
Wstań mamusiu zasłoń okno kocem
Zgaśnij zgaśnij księżycu! 

Ciekawa jestem, co o nim sądzicie, bo ja się zupełnie z nim zgadzam. Kiedy dorośli już spojrzą w niebo, czy to na gwiazdy czy Księżyc, wspominają i tęsknią, chcieliby wrócić do pewnych osób, miejsc lub przeżyć coś raz jeszcze. Gwiazdy przypominają im o bliskich. Wspominają, żeby pamiętać. Żyją przeszłością jak gwiazdy, bo przecież do nas dociera ich blask, nawet lata po tym jak już wygasły. Czyż to nie jest niesamowite?!  Ale mimo wszystko chyba nie chcę jeszcze dorastać. Wolę szukać mojej gwiazdy i cieszyć się, kiedy tylko ją znajdę.

niedziela, 13 listopada 2016

Wśród szarych ulic Miasta Krasnoludków szukałam inspiracji, o czym by do Was dzisiaj napisać. Nie błądziłam długo, bo już na początku spaceru moją uwagę przykuł jeden z murali:





Chociaż napis odsyła nas do jednego z projektów - rzeźby, odkryłam w tym coś innego. 

„Pociąg do nieba”.

 Czujecie tę grę słów? Pociąg jako środek lokomocji, oraz pociąg jako uczucie przyciągania. Pojawia się tylko bardzo ważne pytanie... Czym jest niebo? Mały Książę wyznał mi kiedyś „Kiedy będziesz patrzyła nocą w niebo, będzie ci się wydawało, że wszystkie gwiazdy śmieją się do ciebie, ponieważ ja będę uśmiechał się na jednej z nich.” Zastanawiam się tylko czy miał na myśli niebo astronomiczne, które świeci nocą pełnią gwiazd, czy niebo mojego serca. A jeśli to drugie, to cóż to jest i gdzie się znajduje?
Moje poszukiwania nieba zaprowadziły mnie do piosenki Céline Dion - Les yeux au ciel. Piosenkarka śpiewa:

Oh, oh, oh, mon enfant, dis moi pour toi
A quoi ressemble l'essentiel
A quand remonte la dernière fois
Qu'ensemble on a regardé le ciel

Oh mój synu, powiedz mi
Co jest dla Ciebie najistotniejsze
Kiedy ostatni raz
Razem patrzyliśmy w niebo? 

Gdy słucham tych słów wyobrażam sobie, że niebo jest dla matki i syna bardzo ważnym miejscem wspólnych wspomnień, zamkniętym i dostępnym tylko dla tych dwóch osób. Kolejna tajemnica. Szukam.

Przypomina mi się wiersz Wisławy Szymborskiej:

Od tego trzeba było zacząć: niebo.
Okno bez parapetu, bez futryn, bez szyb.
Otwór i nic poza nim,
ale otwarty szeroko.

Nie muszę czekać na pogodną noc,
ani zadzierać głowy,
żeby przyjrzeć się niebu.
Niebo mam za plecami, pod ręką i na powiekach.
Niebo owija mnie szczelnie
i unosi od spodu.

Nawet najwyższe góry
nie są bliżej nieba
niż najgłębsze doliny.
Na żadnym miejscu nie ma go więcej
niż w innym.
Obłok równie bezwzględnie
przywalony jest niebem co grób.
Kret równie wniebowzięty
jak sowa chwiejąca skrzydłami.
Rzecz, która spada w przepaść,
spada z nieba w niebo.

Sypkie, płynne, skaliste,
rozpłomienione i lotne
połacie nieba, okruszyny nieba,
podmuchy nieba i sterty.
Niebo jest wszechobecne
nawet w ciemnościach pod skórą.

Zjadam niebo, wydalam niebo.
Jestem pułapką w pułapce,
zamieszkiwanym mieszkańcem,
obejmowanym objęciem,
pytaniem w odpowiedzi na pytanie.

Podział na ziemię i niebo
to nie jest właściwy sposób
myślenia o tej całości.
Pozwala tylko przeżyć
pod dokładniejszym adresem,
szybszym do znalezienia,
jeślibym była szukana.
Moje znaki szczególne
to zachwyt i rozpacz.


Jak zdefiniować niebo? Czy nie uważacie, że słownikowe synonimy: eldorado, harmonia, idylla, sielanka, błogostan są zbyt okrojone, nieoddające całej istoty nieba? Znalazłam również wyraz (teoretycznie) bliskoznaczny "utopia" i wzbudził on we mnie ogromny sprzeciw. Jeśli niebo jest utopią= nieziszczalnym pomysłem, mrzonką; nierealnym ideałem społeczeństwa szczęśliwego; to gdzie jest cały sens istnienia? Czy osoby tworzące słownikowe wyjaśnienie tego pojęcia nie zaznały nigdy nieba? Czy ich brak doświadczenia nieba ma budzić we mnie obawy o jego nieistnieniu?

Nie. Stop. Już wiem co to niebo. 

Niebo mam za plecami, pod ręką i na powiekach.
Niebo owija mnie szczelnie
i unosi od spodu.


Niebo jest wszechobecne
nawet w ciemnościach pod skórą.


Żyć dla nieba.
Tego nam potrzeba.

środa, 9 listopada 2016

        Witajcie Kochani Czytelnicy! Dzisiaj miałam taki piękny dzień. Spotkałam się z Małym Księciem na Planecie Czekolady. Przeprowadziliśmy znowu kolejną, ważną dla mnie rozmowę o życiu i wnętrzu ludzkich serc. Zeszliśmy również na jakże trudny temat miłości. Czy nie uważacie, że to jest niezwykłe? Teoretycznie najprostsze rzeczy z którymi spotykamy się na co dzień, są często, a może nawet zawsze, głębokimi tajemnicami do odkrycia, które należy zobaczyć na nowo, z innej perspektywy. Zebrałam kilka wniosków do których doszliśmy z Małym Księciem i postanowiłam się z wami nimi podzielić. Napiszcie koniecznie co o nich sądzicie. Oto one:

Niektórzy pojawiają się znienacka. Mieszają, mącą w naszych sercach. A potem znikają bez pożegnań. Żadne czary, tylko nasza naiwność pozwala byle komu się oswoić.

– Na pustyni jest się samotnym.
– Równie samotnym jest się wśród ludzi.

Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.

Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu…

Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest Twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było.